Aktualny czas: 19-04-2024, 18:39 Witaj! (LogowanieRejestracja)

Odpowiedz 
 
Ocena wątku:
  • 0 Głosów - 0 Średnio
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
rodzina na krawędzi...
Autor Wiadomość
mmm Offline
Junior Member
**

Liczba postów: 4
Dołączył: Sep 2012
Reputacja: 0
Post: #1
rodzina na krawędzi...
Witam serdecznie,
Postanowiłam napisać ponieważ czuję się bardzo zagubiona, rozdarta, nie wiem co robić. Szczerze liczę na Waszą pomoc, ocenę sytuacji z perspektywy osoby trzeciej...Krótko opowiem Wam o swoim problemie. Konkretnie chodzi o to, że mój mąż jest alkoholikiem. Pobraliśmy się 2 lata temu, wcześniej dość długo byliśmy razem. Mamy niespełna dwu-letniego synka. Zaraz po ślubie wyprowadziliśmy się od rodziców. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie alkohol, który sumiennie niszczy całe nasze szczęście rodzinne. Mój mąż zaczął pić już jak byłam w ciąży, stracił wtedy prace, a na świat miał przyjść nasz kochany synuś, którego oboje tak bardzo pragnęliśmy. Możliwe, że pogubił się wtedy, może się bał, że sobie nie poradzimy... Po urodzeniu dziecka troszkę się poprawilo, ale on nadal pił codziennie chociaz 2-3 piwa... potem do tego doszla wódka, którą chował po domu zebym nie widziala. Wieczorami wychodzil do sklepu, wracal pijany. Znalazl dobra prace, ale po kilku dniach zostal z niej wyrzucony za picie alkoholu w pracy, o czym dowiedzialam sie oczywisscie przypadkiem - sam się nie przyznał. Jakiś czas potem stracil prawo jazdy za "jazdę pod wplywem". Potem znalazł pracę, gdzie również popijał... To wszystko sprawilo, że jego rodzice chcąc nam pomóc zapisali go na "przymusową terapię". Chodził na nią kilka miesięcy, potem przestał. W trakcie terapii poczatkowo nie pił nic, potem znów po 2-3 piwka dziennie...W końcu znalazł kolejną pracę, w pracy nie pije, ponieważ miał powiedziane na wstępie przez pracodawcę jasno, ze picia w pracy nie toleruje. Z pracy wraca trzeźwiuteńki, ale wieczorem wypija znów 2-3 piwa. Po tych 2 piwach czasem jest tak zakrecony, że ja juz sama nie wiem, czy aby napewno nie wypił znów potajemnie czegoś wiecej. Ogólnie rzecz biorąc, myślę że jesteśmy udanym malżeństwem. Ja bardzo kocham mojego męża, i myślę,że on mnie też. Jest tez cudownym ojcem. Oczywiście wszystko jest pięknie jak jest trzeźwy. Jak wypije (nawet 2 piwa) robi się bardzo kłótliwy. Ma o wszystko pretensje, mam wrazenie,że tylko szuka pretekstu do kłótni. Po pijanemu często tez mnie obraża, wyzywa, sprawia przykrość. Na szczęście jak mąż wypija 1-sze piwo po pracy, nasz synus juz spi, wiec nie wie dzięki Bogu co sie dzieje... Praktycznie za każdym razem jak mąż wypije, dochodzi między nami do jakiejś kłótni, lub sprzeczki. Ja już mam tego dość... trzeźwego niesamowicie kocham, pijanego - nienawidze. Mam czasem wrażenie że mam dwóch mężów...trzeźwego cudownego, i pijącego potwora. Dodam jeszcze, że nigdy nie doszło do przemocy. Ale słowa, które słyszę od mojego wypitego męża naprawdę mnie ranią. Nie jestem osobą odporną psychicznie. Zawsze biorę wszystko sobie mocno do serca, i jak on mi ciągle powtarza jaka to jestem beznadziejna, zaczynam w końcu powoli w to wierzyć. Ja obecnie przebywam na urlopie wychowawczym - mąż utrzymuje rodzinę. Nie mam możliwości powrotu do pracy, ponieważ nie miałabym z kim zostawić dziecka. opiekunka nie wchodzi w grę. Ostatnio jednak mąż coraz częściej ma pretensje o to, że tylko on zarabia na nas. Mam wrazenie ze on myśli że wychowywanie dziecka i zajmowanie się domem (nie mieszkaniem) polega tylko i wyłącznie na odpoczywaniu. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że w domu wiecznie jest kupa roboty, tym bardziej przy małym dziecku, któremu trzeba poświęcać prawie cały swój czas. Męczą mnie jego teksty w stylu "to ja zarabiam na ta rodzine, nie dostaniesz ani grosza" (wypowiadane oczywiście pod wpływem alkoholu). Na szczęście to tylko takie puste gadanie, bo na drugi dzień jak jest trzeźwy, zachowuje się tak, jakby żadnej kłótni nie było, jakby wszystko było w jak największym porządku. Kilka razy już groziłam mu, że się wyprowadzę, że nie pozwolę żeby nasze życie tak wyglądało - ciągłe kłótnie,awantury, stres, zamartwianie się... Wtedy słyszę: "wyprowadzaj się, ale zapomnij o dziecku. odbiore Ci dziecko, bo to ja go utrzymuje". Te słowa również padają tylko pod wpływem alkoholu... Mój mąż naprawdę bardzo kocha synka, jest doskonałym ojcem. Ale ja się boję, bo synuś rośnie, coraz więcej rozumie. Nie chcę żeby widział kłócących się rodziców, nie chcę żeby cierpiał...muszę go chronić...Ale z drugiej strony nie chcę tez, żeby wychowywał sie w rozbitej rodzinie... Mam taki mętlik w głowie.... Sama tez tak naprawdę nie chcę się rozstawać z moim mężem...bardzo go kocham...ale boję sie, ze jak będzie tak dalej postępował, to zmieni tą miłość w nienawiść.... Jak jest trzeźwy jest ZUPEŁNIE innym człowiekiem...Wspaniałym czlowiekiem. Boję się też, że jak odejde od niego, to on dopiero wtedy sie stoczy...Boję się o niego... Boję się też o siebie, że ja sobie bez niego nie poradzę... Jednym slowem, marzę o tym, żeby przestał pić...
21-09-2012 00:17
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
mmm Offline
Junior Member
**

Liczba postów: 4
Dołączył: Sep 2012
Reputacja: 0
Post: #2
RE: rodzina na krawędzi...
No właśnie... jest dokładnie tak jak piszesz... Tylko, że jak próbuję z nim rozmawiać np na temat kłótni z dnia poprzedniego, to często słyszę: "spójrz na siebie, poszukaj też błędów w sobie zamiast obarczać całą winą mnie." Jemu chodzi głównie o to, że mam pretensje, że on pije. Że czasem jestem nerwowa. Rano, po kłótni rzadko mam szanse z nim porozmawiać, ponieważ wychodzi do pracy wcześnie rano, wraca wieczorem. Ale zawsze dzwoni, albo pisze smsy po kilka razy w ciągu dnia, żeby zapytać co tam u mnie, jak tam synuś itp. Jak już uda nam sie porozmawiać, to próbuje obrócić kota ogonem. Zastanawiam się, że nie ma racji, ale z drugiej strony nie mam sobie zbyt wiele do zarzucenia, może faktycznie czasem nerwy mi puszczają, ale komu normalnemu by nie puściły skoro mąż robi awanturę dosłownie o nic... Ma tez do mnie pretensje, ze zbyt mocno angazuję moich i jego rodziców w nasze prywatne sprawy. Twierdzi, że jesteśmy osobną rodziną, więc to co sie u nas dzieje to powinny być tylko nasze sprawy. Z jednej strony sie z nim zgadzam, ale ja poprostu poinformowałam rodziców o jego problemie alkoholowym, i czasem im się zwierzam... poprostu poprosilam ich o pomoc. To chyba nic złego w obecnej sytuacji. Często próbuję z mężem szczerze rozmawiac, mówię mu co czuję, że mam dość takiej sytuacji. On często obiecuje wtedy, że ograniczy alkohol, ale całkowicie pic nie przestanie, bo poprostu bardzo lubi piwo. Jak np przyjdzie z pracy i proszę go zeby dzisiaj nic nie pił, to słyszę "no tak, człowiem ciężko pracuje cały dzien i jak wróci do domu to nawet piwa sie nie moze napic..." i już staje się nerwowy, zaczyna się czepiac, i kłótnia tylko wisi na włosku.
Jest jakiś sposób, żeby namówić męża na leczenie? Bo on potrafi przyznac że jest alkoholikiem. Ale chyba nie zdaje sobie sprawy co to oznacza, on uważa że nie potrzebuje leczenia. Że ta cała terapia to stek bzdur....
21-09-2012 11:08
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
mmm Offline
Junior Member
**

Liczba postów: 4
Dołączył: Sep 2012
Reputacja: 0
Post: #3
RE: rodzina na krawędzi...
Mam wrazenie, że jestem w sytuacji bez wyjścia... Co bym nie zrobiła będzie źle... "On sam musi chcieć się leczyć"... i to tu tkwi problem. Bo mimo, że niby potrafi przyznać, że jest alkoholikiem, nie chce się leczyć, ponieważ uważa, że panuje nad wszystkim (chociaż często sam sobie zaprzecza)... Wszędzie piszą, że alkoholik, żeby się pozbierać, MUSI najpierw sięgnąć dna... Więc wychodzi na to, że pozostaje mi tylko czekać, aż on sięgnie tego dna...? Aż sie boję co może być tym "dnem"... skoro utrata prawa jazdy nie była, utrata pracy też nie, nieprzyjemna atmosfera w domu także nie...
21-09-2012 23:50
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
mmm Offline
Junior Member
**

Liczba postów: 4
Dołączył: Sep 2012
Reputacja: 0
Post: #4
RE: rodzina na krawędzi...
Mój mąż uważa, że już jest dobrze...że sobie z alkoholizmem radzi... Bo był taki okres, kiedy dzień w dzień chodził całkiem pijany. Bywało tez tak, że gdy nie pracował, od rana po troszku sobie coś tam popijał, po południu był już na tyle pijany, że szedł spać, i wstawał dopiero następnego dnia rano. Teraz na szczęście jest inaczej. Rano idzie do pracy, pracuje długo, wraca wieczorem - trzeźwy. Potem wypija czasem tylko jedno - i wtedy jest ok, a czasem 3piwa, i już wtedy załącza mu się przykry "kłótliwiec" i "czepiacz". Ale nawet jeśli nie dojdzie między nami do kłótni, to mój mąż uważa, że nawet jesli wypił, a sie nie czepiał i nie był dla mnie przykry - to wszystko jest w największym porządku. Teraz mój maż pije zdecydowanie mniej niż kiedyś. Cały czas sie tłumaczy tym, ze poprostu uwielbia piwo, i że po ciężkim dniu w pracy ma najzwyczajniej w świecie ochotę napić się tego piwa. Może wiec faktycznie to JA przesadzam? Może niepotrzebnie sie czepiam tych piw? Nie wiem ju sama...Ale ciągle sie boje, ze w koncu te 2 piwa dziennie znów bedzie mu malo, i znów zacznie pic tak mocno jak zaraz na poczatku naszego malzenstwa, czy po urodzeniu synka...Jemu nie da sie wmówić w rzaden sposób że picie 1,2, lub 3 piw dziennie przez cały tydzien to coś złego. Jak pytam: "musisz pic to piwo?" to zawsze słyszę tą samą odpowiedz: "a robię cos złego???... Normalnie jak grochem o scianę... nic nie dociera. Marzę o tym, żeby pewnego dnia usłyszeć - Kochanie, podjąłem decyzję. Przestaję calkowicie pic...
22-09-2012 15:17
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
ciolekjoanna Offline
Junior Member
**

Liczba postów: 1
Dołączył: Nov 2012
Reputacja: 0
Post: #5
RE: rodzina na krawędzi...
Witam,
Nie tylko ty jedna masz tego rodzaju problemy domowe. Myślę, że wiele by ci dało pójść na terapie jako osoba współuzależniona.
Mam podobne sytuacje w domu, puste butelki, puszki znajduję w różnych miejscach w domu. Mój 2,5 letni syn pyta się mnie czy tata jest pijany Sad Nie mile sytuacje, które mnie spotykają prawie na co dzień.
Teraz jesteśmy na etapie gdzie nie pracował przez 3- tygodnie i nawet nie spojrzał na alkohol (chyba). Poszedł tylko do pracy i zaczęło się na nowo 2 dni stracone z życie.
Sprawę postawiłam jasno - może mieszkać z nami tylko pod warunkiem że kończy pić i idzie na profesjonalną terapię lub roztajemy się.
Jest to ciężka sprawa ale wiem z doświadczeń innych że łatwiej jest żyć samemu niż z alkoholikiem. a za parę lat wychowamy DDA i to dopiero będzie przykre więc dziewczyno obudź się i nie czekaj na to aż twoje dziecko zacznie widzieć to co tata wyczynia i sam stanie się jak ON.
28-11-2012 16:28
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
rysiekpuszek Offline
Junior Member
**

Liczba postów: 1
Dołączył: Jul 2013
Reputacja: 0
Post: #6
RE: rodzina na krawędzi...
Mam ojca alkoholika od zawsze, nawet nie staram sie juz mu pomóc, bo nie mam siły, 3 braci alkoholików ( uśredniajac od jakichs 10 lat). W moim domu stosowana jest przemoc fizyczna psychiczna i jestem wrakiem człowieka. Sama mam 21 lat, studiuje, i najchetniej zostawilabym to wszystko i nigdy nie wracala do mojego rodzinnego domu, gdzie wszyscy z nich mieszkaja ( żaden z braci nie ma żony, dzieci) ale jestem uzalezniona ze wzgledów finansowych. NIGDY NIKOMU nie mówiłam o tym co dzieje sie w moim domu- nawet przyjaciółce, z która znam sie od 16 lat. Nie mam chłopaka, gdyż wstydze sie kogokolwiek przyprowadzic do domu, zapewne ktorys z moich braci zwyzywałby go od najgorszych, albo dodatkowo go pobił. Wielu moich znajomych nawet nie wiem, że ci żule w parku to moi bracia. Pale sie ze wstydu gdy gdziekolwiek spotkam ktoregos z nich, bądź co gorsza kilku na raz, zawsze wtedy wracam zaplakana do domu i mam ochote targnac sie na swoje zycie. Nie mam juz sily, jestem wrakiem czlowieka, który nigdy juz nie będzie miał normalnego życia Sad Mama, choc również jest wykonczona tą ciągnącą sie od lat sytuacja, ma nadzieje ze wszytsko jakoś sie ułoży i każdy wyjdzie na prostą, w co sama już dawno zwątpiłam. Nie wiem co dalej...
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24-07-2013 21:46 przez rysiekpuszek.)
24-07-2013 21:42
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
aska2520 Offline
Member
***

Liczba postów: 88
Dołączył: Feb 2011
Reputacja: 0
Post: #7
RE: rodzina na krawędzi...
Oczywiście, Michu ma rację, każdy ma prawo do normalnego życia. A przede wszystkim przestan się za nich wstydzić, to nie jest Twoja wina, ze oni piją. Powinnas z kimś czasami pogadać, szkoda ze z najbliższą przyjaciółką nie chcesz. Przykro mi, ze masz taką trudną sytuację, wiem ze to trudne. Musisz starać się myślec o sobie. Szkoda, ze Twoja mama nie chce czegoś z tym zrobić. Pisz chociaż tutaj do nas.
31-07-2013 22:03
Znajdź wszystkie posty użytkownika Odpowiedz cytując ten post
Odpowiedz 


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
Rainbow Zmiany... na lepsze Margerytka 6 10,025 21-09-2011 22:11
Ostatni post: Margerytka
  Związki, relacje skazane na niepowodzenie? Margerytka 0 3,033 01-09-2011 11:35
Ostatni post: Margerytka

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości