Myślę, że zdanie sobie sprawy z tego mechanizmu i wyciągnięcie go na wierzch, to pierwszy krok w stronę, aby móc próbować żyć bez niego. Wydaje mi się, że dopiero teraz na tej sesji tak naprawdę wyraźnie odkryłaś to wypieranie, dlatego trzeba teraz trochę czasu, żeby się z tym uporać i nauczyć odbierać komunikaty nie tylko werbalne, ale i niewerbalne.
Coś mi się przypomniało, może to Ci się wyda śmieszne, ale trudno
Kiedyś zastanawiałam się właśnie nad tym, czy ja bardziej zwracam uwagę na komunikat słowny, czy jednak na mowę ciała. Więc włączyłam telewizor, ale wyciszyłam głos. I obserwując tylko gesty i mimikę twarzy, próbowałam zgadnąć, o co chodzi tym osobom
to było dosyć ciekawe doświadczenie, które dało mi do zrozumienia, że oby dwie drogi komunikacji są niezmiernie ważne, żeby zrozumieć przekaz, albo żeby właśnie zauważyć, że coś się między nimi nie zgadza i nie mówią nam tego samego.
Dowiedziałam się dzisiaj czegoś związanego z domem, nie chciałabym wdawać się w szczegóły, ale zakończyło się to moim wielkim płaczem, dygotaniem i ratowaniem się lekami.
Myślałam tylko o tym, żeby nie zaczęło mnie znowu telepać i nosić z nerwów, bo wtedy mogłaby wyzwolić się we mnie ta złość. I wydaje mi się, że ten płacz, ogromny ciężki płacz, to był mój podświadomy ratunek przed atakiem złości. To było w tej chwili po prostu bezpieczniejsze chyba.
Zastanawiam się jeszcze nad czymś. Powiedziałam koleżance w kilku zdaniach o co chodzi i nagle powiedziałam przez łzy "nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale nienawidzę go [ojca]; nie mam już siły; nie wytrzymam już więcej". Te słowa jeszcze dźwięczą mi w uszach. I teraz tak: Nie wiem, czy powiedziałam to, bo byłam wzburzona, trochę zdenerwowana i emocje rządziły. Czy może powiedziałam to, bo naprawdę tak myślę, a te emocje tylko pozwoliły mi to z siebie wyrzucić. Jak sądzicie?
Boję się też wracać jutro do domu. Mam wrażenie, że najpierw nie będę się do ojca w ogóle odzywać, a w końcu jak mnie ruszy, to go zwyzywam i wykrzyczę zbyt wiele :/