(28-05-2011 14:16)Alex napisał(a): Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko temu że stworzę tę inną perspektywę dla tego, co zawarłaś w swojej myśli przedstawionej powyżej.
babka rozpijała ojca <-> ojciec pozwalał się rozpijać babce
babka wyzywała matkę <-> matka pozwalała wyzywać się babce
babka nastawiała ojca przeciwko <-> ojciec pozwalał nastawiać się przeciwko żonie i córce
babka wtrącała się <-> pozwalano jej się wtrącać
babka zniszczyła rodzinę <-> rodzina dała się zniszczyć
Jak Ci się patrzy na to z innej strony?
Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Po to jest to forum, żebyśmy wymieniali się także odmiennymi postawami i opiniami. Cieszy mnie raczej zainteresowanie tematem. Poza tym, inny punkt widzenia czasem może bardzo pomóc.
No to po kolei. Dziwnie mi się na to wszystko patrzy od tej strony, którą ukazałaś. Jest tak trochę pół na pół. Może tak:
>ojciec pozwalał się rozpijać babce - możliwe, w końcu nikt mu na siłę do ust wódki nie wlewał; nie wiem, jakie były początki picia mojego ojca, od czego i od kogo się zaczęło i kiedy przestał mieć nad tym kontrolę. Odkąd sięgam pamięcią - po prostu pił. Może trochę bardziej miałam tu na myśli sytuacje, kiedy babka jako matka powinna syna wspierać i pomagać mu walczyć z chorobą, a nie kupować mu alkohol tylko po to, żeby czasem do niej przyszedł i posiedział (inaczej nie był zbytnio skory do odwiedzin u niej). Wiem, że ojciec i tak kupiłby sobie alkohol gdzie indziej, ale jak ona mogła/może wzmacniać uzależnienie własnego syna? :/
>matka pozwalała wyzywać się babce - tutaj nie mogę się zgodzić; często wyzwiska padały w mojej obecności, ale niekoniecznie w obecności mamy. Musiałam tego słuchać, a byłam taka mała przecież. Nieraz coś niechcący też usłyszałam. Mama próbowała się bronić, kiedy jeszcze miała na to siłę, ale niestety nie miała ŻADNEGO wsparcia w moim ojcu. Jako mąż w ogóle nie był po jej stronie. Babka była w stanie mu wmówić, że nie ma pewności, że ja jestem jego dzieckiem... a on jak głupi we wszystko jej wierzył! Kiedyś w złości powiedziałam mu nawet, że mógł się z nią ożenić, jak zdanie "mamusi" liczy się dla niego ponad wszystko!
>ojciec pozwalał nastawiać się przeciwko żonie i córce - w zasadzie prawda; mimo wszystko ojciec swój rozum przecież miał; wolał jednak stać po stronie tej czarownicy zawsze.
>pozwalano jej (babce) się wtrącać - i znowu ojciec w roli głównej (no może zaraz po babce). To on zawsze na wszystko jej pozwalał, na wszystko!
>rodzina dała się zniszczyć - jestem zwolennikiem systemowego ujęcia rodziny, dlatego uważam, że skoro ojciec zachowywał się tak, jak opisałam powyżej, to reszta nie była po prostu w stanie utrzymać tego grajdoła w kupie.
Ufff, jakoś przebrnęłam. Teraz mam wrażenie, że oprócz babki mam znowu pretensje do ojca o to, że...że nie miałam w nim nigdy wsparcia? Że tylko zdanie babki się liczyło?
Przeczytałam jeszcze raz wszystko, co napisałam powyżej i mam teraz poczucie winy - że czepiam się ojca, a przecież jakby nie patrzeć to mnie utrzymuje (ta okropna zależność finansowa!). Mógłby przecież powiedzieć tak, jak powiedział ojciec mojej kuzynki (alkoholik również) - "skończyłaś 18 lat to możesz sobie iść do pracy, ja nie muszę ci pieniędzy dawać na utrzymanie".