Ha, widzicie jaka sprytna jestem
- podzieliłam wątek.
Dziewczyny, żeby nadążyć za Wami trzeba użyć specjalnych narzędzi moderatora...
Cieszę się z Waszej aktywności bo dużo ważnych i bardzo przydatnych rzeczy mówicie. Odłączyłam część wątku o złości - bo to bardzo ważny temat - warto go wyróżnić....
Wracając do DDA i tłumienia uczuć - jedno z drugim jest bardzo mocno powiązane, bo w świecie, który kręci się wokół alkoholu uczucia/emocje dziecka są dość kłopotliwe i nie bardzo jest na nie miejsce.
Dorośli kiepsko radzą sobie ze swoimi emocjami i w dodatku jest ich bardzo dużo.
Pijacy rodzić pije właśnie po to, żeby nie czuć. Chemia pozwala odciąć się od siebie i świata, "nabrać dystansu". Kiedy alkoholu nie ma, wszystko dociera silniej i boleśniej, więc pragnie się znowu pić (albo zażywać coś, co to szybko zmieni). Z czasem człowiek, nie tylko nie potrafi inaczej poradzić sobie z emocjami ale też staje się bardzie wrażliwy na ból i cierpienie.
Obok osoby pijącej jest druga, współuzależniona, która również żyje w oderwaniu od swoich emocji. Koncentruje się na swoim pijącym bliskim tak mocno, że traci z pola widzenia wszystko inne łącznie z sobą samą.
No i pojawia się w takiej rodzinie doświadczające dziecko. Ono nie myśli, nie rozumie, tylko doświadcza i wyraża swoje emocje. Widzicie, że kto dość kłopotliwe - to ma je wysłuchać i przytulić - pijany rodzic czy wściekły rodzic, rodzic skacowany, czy ten przemęczony, biorący na siebie całą odpowiedzialność za życie rodziny?
Kto z tych niedoświadczających osób, będzie dla dziecka wzorem konstruktywnego radzenia sobie z emocjami, kto je nauczy mówić o emocjach - a tym samym nauczy je rozróżniać i nazywać?
Np. Kiedy dziecko się złości to rodzic jest od tego, aby tę złość nazwać i pomóc przeżyć. Jeśli sam nie radzi sobie, ze swoją emocją to "sprzeda" dziecku swój destrukcyjny sposób.
Rodzić na złość dziecka może powiedzieć: "jesteś zmęczone" i ono nauczy się zakłamywać swoje doświadczenie, albo powie "nie wolno się złościć" i dziecko nauczy się, że złość trzeba zatrzymać w sobie, ew. można ją zamienić na lęk (tak,
Michu twoja złość i lęk, mogą być powiązane).
Albo rodzic uda, że nic się nie stało i odwróci uwagę dziecka ku czemuś innemu - wtedy dziecko nauczy się wątpić w to, co czuje.
Ale co najważniejsze, dziecko szybko nauczy się nie obciążać rodziców, swoimi problemami.
Ten co pije nie jest kandydatem do zwierzeń, dziecko bardzo szybko uczy się nie ufać i nie dowierzać pijącemu rodzicowi nawet jeśli on/ona w danym momencie nie pachnie alkoholem i nie zatacza się.
Drugi rodzic ledwie ciągnie, wciąż próbuje naprawiać tego pijącego więc temu też nie bardzo można coś okazywać. Tym bardziej, że w swoim przeciążeniu może też reagować negatywnie, np. pomniejszając znaczenie problemów dziecka lub wręcz odpychając je - "bierz się w garść i nie histeryzuj"
Siłą rzeczy dziecko musi zrobić coś ze swoimi uczuciami samo, a to, co może zrobić dysponując bardzo ograniczonym słownictwem, bez możliwości abstrakcyjnego myślenia, to przestać je czuć. Tak się napiąć, tak się w sobie "otorbić" żeby ich jakby nie było.
A jak potrafi mówić to i tak nie znajdując słuchacza nie mówi.
Jak jest starsze to uczy się dobrze ukrywać swoje emocje, bo one obciążają rodzinę. Tzn. trudno powiedzieć koledze o swoim lęku, odnośnie picia rodzica. To jest tajemnica.
Mając tajemnice, nie da się nawiązać bliskich relacji a nie mając bliskich relacji nie ma się wokół ludzi do zwierzeń. Nie mając możliwości mówienia o emocjach traci się jasność co to są za emocje.
Do tego wydają się one mocno kłopotliwe. Otworzenie się na emocje to też otworzenie się na niewiadomą, na brak kontroli.
W świecie rodziny alkoholowej, wszystko jest nakierowane na zyskanie kontroli, więc to co ją osłabia jest zagrożeniem i trzeba to odrzucić.
Emocje to "nieuzasadnione histerie" i jest rzeczą wysoce podejrzaną uleganie im - oczywiście rodzice im ulegają ale jednocześnie zaprzeczają, jakoby to robili - nie pokazują ich, tłumią i karcą swoje dziecko z uleganie im. Chwalą natomiast wszelkie przejawy opanowania i odpowiedzialności.
A więc dziecko zamyka swoje emocje w świecie nienazwanych odczuć, napina swoje ciało, aby nie czuć i idzie w życie w takim pancerzu.
Co można z tym zrobić. Odwrócić bieg rzeczy - uznać emocje za ważne i realne. Dawać sobie, a w szczególności swojemu ciału czas i uwagę.
Zanim poczujesz emocje, zacznij skupiać się na tym jak czujesz swoje ciało. Tak najprościej ciepło, zimno, wygoda, niewygoda, ból, głód, nasycenie, rozluźnienie.
Tu na marginesie - jeśli w wyniku relaksacji czujesz napięcie to jest zrozumiałe - kiedy skupiasz się na swoim ciele, możesz zacząć czuć coś, co stało się tak naturalne, że przestajesz zwracać na to uwagę. Dla osoby przewlekle napiętej rozluźnienie nie musi być przyjemne, z reguły nie jest.
A zatem skupiaj się na sobie, na tym co czuje Twoje ciało, na tych emocjach, które potrafisz nazwać. Szukaj wyrazu dla tego co czujesz np, na takim forum - to bardzo dobry trening. albo w twórczości (rysuj, pisz wiersze, rób fotografie, tańcz ...)
Powstało tez pytanie "po co czuć" - przecież łatwiej jest nie czuć, bo wtedy nie boli kiedy ktoś Cię zrani. Trzeba pamiętać, że nie da się wyprzeć emocji wybiórczo - nie da się nie czuć bólu ale czuć przyjemność. To działa jak włącznik czujesz - nie czujesz. Chcesz być bezpieczny emocjonalnie to zapłacisz za to brakiem spontaniczności, radości i poczuciem niepewności.
Bo emocje są dla Ciebie drogowskazami którą droga podążać, która jest dla Ciebie dobra. Tzw. negatywne chronią Cię przed wchodzeniem "w krzaki" a te "pozytywne" pokazują którędy iść. Jeśli chcesz w swoich decyzjach oprzeć się wyłącznie na myśleniu nie będziesz wiedział co robić, bo pomyśleć można wszystko. To emocje mówią, co jest możliwe i sensowne.
Jeśli odetniesz się od swoich emocji, z czasem poczujesz, że Twoje życie jest jałowe i nie będziesz szczęśliwy.
Nie wiem czy to się składa w całość - jakby co to pytajcie.