Witam,
nie umiem się witać, więc pominęłam tamten wątek. Nie umiem też pisać składnie, cechuje mnie chaos i jestem wredna za co z góry przepraszam. Nie umiem też być sobą, bo nie wiem kim jestem.
DDA – doskonała dewiza anomalii, wytłumaczenie dla mych, jakże głupich poczynań, DDA to także duża dawka animacji ideału maskującego bezwartościowe „ja”. Nie czuję wyrzutów sumienia, że tak przetłumaczyłam sobie ten skrót, z pewnością znalazło by się jeszcze kilka cudowności zaopatrzonych w kolejną dawkę ironii czy żalu. Wyrzutem sumienia jest me odbicie w lustrze.
Czy wystarczy zrozumieć, że jest się DDA by osiągnąć spokój? NIE
Czy wystarczy rozgrzebać z trudem zakopane wspomnienia by uciszyć swój wewnętrzny płacz? NIE
Czy wystarczy pracować nad zrozumieniem własnego postępowania by pozwolić zagoić się ranom? NIE
Co zatem muszę zrobić by napisać „TAK” ?
Podobno powinnam dowiedzieć się kim jestem, znaleźć ten jeden odłam mego „ja”, ten który będzie prawdziwy. Co jednak gdy jest ich wiele?
Gdy zamykam oczy jestem walczącą ofiarą, kiedy jestem w domu staję się zakompleksioną małolatą szukającą wybawienia, natomiast w pracy wychodzi ze mnie negocjator/manipulator nazbyt asekuracyjnie się zachowujący.
Chciałabym, naprawdę bym chciała przejść przez dzień bez oglądania się za siebie, bez oczekiwania na kolejny cios od losu. Chciałabym zabić ten lęk, niewiarę, podejrzenia, które towarzyszą mi co dnia.
Zabić, o tak. Zabijać to ja umiem.
Zabijam wszystko co mnie otacza, zabijam kiełkującą przyjaźń, zabijam nadzieję, zabijam prawdę, tylko siebie zabić nie umiem – nie fizycznie, ten czas już minął bezpowrotnie.
Nie umiem zabić siebie tej złej, raniącej z nawyku i rozpędu, kopiącej nim ktoś pierwszy kopnie, tłumiącej nawet gdy sił braknie. Jednocześnie zrozumienia i akceptacji szukając.
Nie umiem przestać grać, boję się zaprzestać uczestnictwa w tym teatrze.
Może to zły czas na takie wynurzenia, może i zły sposób ale musiałam… chciałam się tego z siebie pozbyć.