RE: Współuzależnienie
Ma Pani rację, trudno się odzwyczaić od takiego myślenia ciągle tylko o tym, co dobre dla drugiej osoby, nie dla mnie. Myślę, że w ogóle trudno zamiast skupiać się na kimś i próbach "pomocy" zacząć się skupiać na sobie i powodach dla których chcę kogoś zmieniać. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że taka "pomoc" jaką daję mojemu facetowi to coś, co zupełnie mu nie odpowiada, a to, co chciałby, żebym zrobiła, nie odpowiada mi.
Możliwe też, że wchodząc w związek, nie do końca zdawałam sobie sprawę z pobudek.
Inna sprawa: mam wrażenie, że powielam schemat z domu, w końcu mój tata też pił, a moja mama ciągle miała nadzieję, że on się zmieni (fakt, zmienił się, ale ona straciła wiele lat, zraniła siebie i swoje dzieci po części też...). Schemat, który mówi, że łatwiej narzekać i płakać nad swoim raniącym związkiem niż odejść.
Co do "straconego czasu"... Myślę, że to faktycznie trudne, znaleźć w tym, co naprawdę ciężkie i często raniące jakieś pozytywne strony. Przyszło mi to może niezbyt łatwo, ale mam wrażenie, że właśnie ten związek sporo mnie nauczył. Gdyby nie on, być może nie zauważyłabym jak na niektóre sytuacje reaguję, czy jakie mam założenia co do związków, czego oczekuję... Czasem to nawet kwestia własnych granic i tego, na co jestem w stanie się zgodzić, a na co zupełnie nie. Oprócz tego to trochę taka weryfikacja swoich własnych poglądów i założeń - inną sprawą jest np. wychodzić z założenia, że nigdy nie zdradzę, a np. znaleźć się w związku, który nie zaspokaja jakichś moich potrzeb i stanąć przed realną możliwością zdrady...
|